piątek, 26 marca 2010



Moje stado pożera mnie i coraz bardziej odechciewa mi się roli pasterza. Kiedyś to przynosiło radość - teraz owce potrafią tylko beczeć i narzekać. Ich sierść błyszczy w słońcu - mają się za piękne, inteligentne i mądre stworzenia. Kiedy otwierają swoje pyszczki, słychać tylko: beeeeeeeeeee. Nawet te najmilsze pasterzowi... Nie chcą zrozumieć, że kiedy przekroczą próg rzeźni, rzeźnik, patrząc na nie, będzie widział w nich tylko kawałek ładnej baraniny. Tak to jest jak pasterz zapatrzy się w owce wierząc naiwnie, że mogą coś stworzyć razem. Taka też rola owcy - uciekać, nie sluchać pasterza, beczeć w niebogłosy - jak u Gombrowicza odgrywamy swoje role i nikt tego nie zmieni... a jednak szkoda.
Na koniec - już w tym duchu rozpaczy - kawałek dobrej muzyki i jedno z najbardziej niesamowitych ujęć w historii kina: http://www.youtube.com/watch?v=m_yhuhp880s&feature=related